Oto osiem mało znanych, choć ciekawych historii z okresu II WŚ mówiących między innymi o tym, jak norweski ruch oporu otruł załogi niemieckich U-Bootów stacjonujących we Francji, jak Czesi nieświadomie ukazali Niemcom słabe punkty francuskiej Linii Maginota, oraz jak Amerykanie chcieli zniszczyć niemiecki pancernik za pomocą bomby przyczepionej do kota.
1. Sardynki dla załóg U-Bootów
Gdy w 1940 roku hitlerowcy zajęli Norwegię, w kraju w ciągu kilku miesięcy powstał duży i sprawny ruch oporu, który szybko rozpoczął działania dywersyjne przeciwko okupantowi.
Wielu Norwegów zajmowało się rybołówstwem i prawdziwym ciosem była dla nich decyzja Niemców, aby ci oddawali im wszystkie złowione przez nich sardynki. Ruch oporu, który miał swoich ludzi nawet w niemieckiej kwaterze głównej, szybko dowiedział się, że norweskie sardynki są wysyłane do francuskiego portu Saint-Nazaire leżącego nad oceanem. Port ten był bazą dla niemieckich U-Bootów, które w tamtym okresie siały zniszczenie wśród floty Aliantów na północnym Atlantyku. Przywożone w tamten rejon jedzenie prawdopodobnie miało stać się prowiantem dla marynarzy.
Norweski wywiad szybko skontaktował się z Brytyjczykami i poprosił ich o jak największą dostawę oleju rycynowego, czyli silnego środka przeczyszczającego. Po otrzymaniu transportu, duża część pakowanych do Francji sardynek została zalana tymże olejem (na szczęście, zapach ryb maskował smak oleju). Ładunek „ulepszonych” sardynek został wysłany prosto do rąk niemieckich marynarzy we Francji.
Ani norweski ruch oporu, ani Alianci nigdy nie dowiedzieli się jaki dokładnie był efekt tej akcji dywersyjnej. Można jednak przypuszczać, że operacja udała się i niemieckie załogi U-Bootów przez pewien czas miały lekko obniżoną zdolność bojową.
2. Karciany dług niemieckiego dyplomaty
Rudolf von Scheliha był niemieckim arystokratą w starszym wieku, który przed II Wojną Światową pracował w niemieckiej ambasadzie w Warszawie. Znany był z tego, że choć dość majętny, to cały czas tkwił w długach, powstających głównie przez jego kosztowne romanse i zamiłowanie do hazardu.
W 1938 roku został zwerbowany przez sowiecki wywiad, który w zamian za przekazywanie tajnych informacji, obiecał dyplomacie pomoc w wyjściu z długów. Po przegraniu 50 000 złotych podczas jednej z całonocnych gier, von Scheliha wyjechał do Berlina i wrócił do Warszawy po znalezieniu dowodów na planowane przez Hitlera przejęcie Czechosłowacji, Austrii i zaatakowanie Polski.
Już w Polsce dyplomata skontaktował się z sowieckimi łącznikami i zażądał od nich 10 000$ za przekazanie im powyższych informacji. Kwota ta miała stanowić spłatę powyższego długu, jednak Sowieci zaoferowali mu jedynie 1000$ i ostatecznie transakcja nie doszła do skutku. Po tygodniu z Niemcem ponownie skontaktował się sowiecki wywiad i nakazał mu spotkanie w Tatrach. Von Scheliha spotkał się z łącznikiem w opuszczonym górskim szałasie, gdzie usłyszał ostateczną ofertę od Moskwy – 6500$, a także radę, aby pieniądze sprzedał na czarnym rynku, co pozwoliłoby mu otrzymać za nie więcej polskiej waluty.
Agent przekazał także, że zostało mu polecone, że w razie odrzucenia oferty miał zabić Niemca na miejscu. Von Scheliha przyjął sowieckie warunki, dostał pieniądze i przekazał łącznikowi dokumenty. Od tamtej pory Związek Radziecki wiedział o planach podboju centralnej Europy przez Hitlera. Co ciekawe, sam von Scheliha został zabity w 1942 roku przez gestapo, ponieważ pomagał unikać prześladowań swoim polskim i żydowskim znajomym.
3. Czeskie plany Linii Maginota
Linia Maginota była długim na 320 kilometrów, biegnącym od Szwajcarii po Belgię systemem fortyfikacji który miał chronić Francję w przypadku niemieckiej agresji. Składały się na nią bunkry, betonowe forty, zasieki z drutu kolczastego, a także systemy komunikacyjne, szpitale, garaże, a nawet mieszkania dla żołnierzy. O Linii Maginota bardzo przychylnie wypowiadał się nawet Winston Churchill, który po inspekcji fortyfikacji napisał notatkę do brytyjskiego Ministerstwa Wojny, w którym pisał że „frontu francuskiego nie można wziąć z zaskoczenia (..) nie można go złamać w żaden sposób, chyba że kosztem niesłychanej liczby ofiar w ludziach”.
Pisząc to, Churchill nie zdawał sobie sprawy, że niemiecki wywiad dysponował już szczegółowymi planami Linii Maginota i po wybuchu wojny, jej zdobycie było tylko kwestią czasu.
Po dwóch latach starań, Abwehra zdołała zwerbować francuskiego kapitana Georges’a Froge’a, który kierował rozdziałem zaopatrzenia oddziałów na Linii Maginota. Froge był znany ze swojej sympatii do Hitlera, a także z faktu, że bez przerwy był zadłużony po uszy. Niemieccy agenci zachęcili go do współpracy za pomocą dużych sum pieniędzy, a francuski kapitan odwdzięczył im się poprzez dostarczanie map i innych dokumentów dotyczących samej Linii Maginota a także jednostek wojskowych które tam stacjonowały.
Informacje przekazane Niemcom przez Froge’a były dla nich niezwykle cenne, jednak były niczym w porównaniu z tym, co Abwehra znalazła w archiwum czeskiego Sztabu Generalnego po wkroczeniu oddziałów III Rzeszy do Czechosłowacji. Okazało się, że przed wojną Czesi chcieli zbudować podobny system umocnień do Linii Maginota. Francuzi pozwolili im wszystko obejrzeć i zrobić notatki. Gdy otwarto jeden z praskich sejfów, oczom agentów ukazał się dokładny plan wszystkich obiektów na francuskiej linii fortyfikacji. Linia Maginota została pokonana jeszcze przed pierwszym wystrzałem…
4. 16-letnia zabójczyni w obronie polskich Żydów
Gdy III Rzesza pokonała Polskę w 1939 roku, na teren Rzeczpospolitej zostali wysłani członkowie Einsatzgruppen – specjalnych szwadronów śmierci, których zadaniem było tropienie i zabijanie polskich Żydów, księży i wszystkich wykształconych Polaków. Einsatzgruppen prowadziło masowe egzekucje, czasem jednak wykorzystując swoje specjalnie wyszkolone psy, które rozdzierały ludzi na progach ich własnych domów. Niemcy dokonali w Polsce jedną z największych rzezi w historii.
W tym trudnym czasie, na terenach okupowanej Polski zrodziły się organizacje podziemne, których zadaniem była walka z niemieckimi siłami zbrojnymi. Jedną z ponad pół miliona osób, które stawiły opór okupantowi, była polska 22-letnia Żydówka imieniem Niuta Teitelbaum. Opisywana jako piękna i bystra, dziewczyna mawiała „Jestem Żydówką, moje miejsce jest u boku walczących z hitlerowcami o honor mojego narodu i o wolną Polskę!”.
Jedną z najsłynniejszych akcji Niuty było przedostanie się do się do warszawskiej siedziby gestapo i zabicie oficera SS. Dziewczyna przeszła przez drzwi mówiąc wartownikom, że musi porozmawiać z jednym z tamtejszych oficerów „w bardzo nietypowej sprawie” mając na myśli zajście z nim w ciążę. Niezwykle rozbawieni tym faktem żołnierze nie tylko wystawili jej przepustkę, ale nawet wyjawili numer pokoju gdzie miał przebywać owy SS-man. Niuta spokojnie przeszła przez cały budynek, znalazła oficera, strzeliła mu w głowę gdy siedział przy biurku i odeszła. Gdy wychodziła, wartownicy pożegnali ją z uśmiechem.
Innym razem Niuta wykonała wyrok śmierci na kolejnym oficerze SS w jego własnym domu. Gdy znalazła go śpiącego na łóżku, to zamiast momentalnie go zastrzelić, najpierw lekko go obudziła a dopiero potem zabiła strzałem w głowę. Chciała, by ostatnią rzeczą jaki niemiecki zbrodniarz zobaczy w tym życiu, była twarz dziewczyny która mu je odebrała.
Niuta Teitelbaum została schwytana przez gestapo w lipcu 1943 roku, po około 3-letniej działalności na rzecz państwa podziemnego. Po wielotygodniowych, bestialskich przesłuchaniach została stracona. Była prawdopodobnie jedyną kobietą ruchu oporu podczas II Wojny Światowej, która umyślnie weszła do budynku zajmowanego przez hitlerowców.
5. Alianci wiedzieli o ofensywie Ardenach
W 1934 roku do Berlina został wysłany japoński porucznik Hiroshi Oshima, który miał objąć stanowisko zastępcy attaché wojskowego. Już w 1938 osiągnął on kolejny stopień generalski i został mianowany ambasadorem.
Charyzmatyczny Oshima utrzymywał bliskie kontakty z wieloma wysoko postawionymi nazistami, w tym z Adolfem Hitlerem. Niemiecki przywódca ufał japońskiemu ambasadorowi i często przekazywał mu utajnione informacje najwyższej wagi. Oshima, jako wierny sługa cesarza, każdego wieczora wysyłał dalekopisem do Tokio wszystko, co do słowa, co tylko zdołał usłyszeć. We wrześniu 1944 ambasador rozmawiał z Hitlerem, który miał wtedy dobry nastrój mimo faktu, że Alianci opanowali już wtedy plaże Normandii i zaczynali marsz na wschód. Fuhrer tłumaczył Oshimie, że niemieckie siły wycofają się za Linię Zygfryda, co ustabilizuje sytuację na froncie.
Najważniejsza informacja została wypowiedziana chwilę później. Hitler powiedział wprost, że szykuje 5-milionową armię złożoną z jednostek z całej Europy, aby przypuścić ofensywę na froncie zachodnim o niespotykanej skali. Oshima, który podobnie jak i alianccy i niemieccy dowódcy sądził że III Rzesza może się już tylko rozpaczliwie bronić, był bardzo zdziwiony słowami fuhrera. Nie wiedział on, że plan operacji „Wacht am Rein” (straż na Renie), czyli ofensywy w Ardenach, był już w zaawansowanej fazie. Hitler potwierdził Oshimie, że atak miał nastąpić w listopadzie (ostatecznie ofensywa ruszyła w grudniu).
Ani Japończyk, ani tym bardziej jego niemiecki rozmówca nie wiedzieli, że japoński kod dyplomatyczny został złamany przez amerykańskich kryptologów. Wysłana przez Oshimę wiadomość została przechwycona przez ściśle tajną amerykańską bazę monitoringową w Etiopii. Jej tajny raport został następnie przekazany kilkunastu cywilnym i wojskowym urzędnikom, w tym naczelnemu wodzowi sił Aliantów – generałowi Dwightowi D. Eisenhowerowi.
Raport amerykańskiego wywiadu ostrzegający przed niemiecką ofensywą w Ardenach został całkowicie zignorowany. Gdy o świcie 16 grudnia siły III Rzeszy ruszyły do ofensywy, Alianci byli na to kompletnie nieprzygotowani i ponieśli duże straty. To, jak ostatecznie przerwano „straż na Renie”, to już inna historia.
6. Amerykanie ostrzegają Stalina przez niemiecką inwazją.
Był początek sierpnia 1940 roku, gdy niemieckie Luftwaffe przygotowywało się do powietrznej operacji przeciwko Wielkiej Brytanii. W tym samym czasie Sam E. Woods, amerykański attaché handlowy w Berlinie, otworzył w swoim biurze otrzymaną niedawno kopertę gdzie znalazł bilet do jednego z berlińskich kin. Woods nie wiedział od kogo otrzymał tajemniczą przesyłkę, jednak wiedział, że właśnie doświadczył jednego ze sposobów komunikacji używanych w konspiracji.
Po przyściu do kina Woods rozpoznał siedzącego obok mężczyznę. Był jego niemiecki znajomy, człowiek który zręcznie maskował swoją niechęć do nazistów. Informator powoli wsadził do kieszeni Amerykanina kopertę, w której napisano informację o absolutnie najwyższym stopniu tajności – na rozkaz Hitlera, Wehrmacht mobilizował się do ogromnej inwazji na ZSRR.
Wiadomość szybko przekazano do amerykańskiego dowództwa, które rozkazało Woodsowi utrzymanie kontaktów z informatorem. W następnych tygodniach Woods pośredniczył w przekazaniu Amerykanom następnych cennych informacji. Zdobyto nawet dyrektywę wydanej przez Hitlera nakazującej siłom III Rzeszy do rozpoczęcia przygotowań do Operacji Barbarossa.
Amerykańskiemu dowództwu ciężko było uwierzyć w te szokujące informacje, ponieważ podejrzewano, że Hitler przeprowadzi inwazję na słabszą militarnie Wielką Brytanię. Dodatkowo, ZSRR i III Rzesza zawarły wcześniej układ o przyjaźni, czego efektem był podbój i podział Polski w 1939 roku. Mimo tego, notkę o planowanej agresji Niemiec przekazano prezydentowi Rooseveltowi.
W tamtym czasie przedstawiciele amerykańskiej dyplomacji próbowali rozluźnić stosunki pomiędzy ZSRR, a III Rzeszę. Między innymi dlatego, na jednym ze ściśle tajnych spotkań, podsekretarz stanu Sumner Welles przekazał radzieckiemu ambasadorowi Konstantinowi Umanskiemu informację o nadchodzącej inwazji. Reakcja ambasadora była zupełnie inna, niż przewidzieli ją Amerykanie – Umanski ostro skrytykował Wellesa, że ten odważył się powiedzieć mu „tak niedorzeczną informację”.
Gdy ostrzeżenie dotarło do Stalina, radziecki dyktator całkowicie je zignorował. Armia Czerwona nie była kompletnie przygotowana do działań defensywnych, gdy drugiego czerwca 1941, 5 000 000 niemieckich żołnierzy rozpoczęło największą lądową operację II Wojny Światowej i przekroczyło granicę niedawnego sojusznika. Jak wiemy z historii, marsz sił zbrojnych III Rzeszy na wschód został powstrzymany dopiero dużo później pod Moskwą, a następnie pod Stalingradem.
7. Sztuczne okręty podwodne w służbie Royal Navy
W 1942 dowódca brytyjskiej marynarki wojennej na Morzu Śródziemnym, admirał Andrew C. Cunningham miał poważny problem. Na Pacyfiku Japończycy zdobyli „Gibraltar Wschodu”, czyli Singapur, a dodatkowo cesarska marynarka zdołała zatopić dwa brytyjskie krążowniki, lotniskowiec „Hermes” i dwa pancerniki – „Prince of Wales” i „Repulse”. Chcąc nie chcąc, Cunningham musiał wysłać swoje okręty na wschód, zostawiając sobie zdecydowanie zbyt słabe siły, by chronić długi na 5500 kilometrów szlak komunikacyjny między Gibraltarem, a Egiptem. Zagrożenie było poważne, bo w rejonie nasilały się włoskie ataki przeprowadzane za pomocą lekkich, nowoczesnych okrętów.
Admirał uznał, że Włochów powstrzymałaby flotylla okrętów podwodnych, ale sam nie dysponował tyloma jednostkami. Jednakże do głowy wpadł mu szalony pomysł, który miał rozwiązać ten problem.
Cunningham wezwał do siebie majora Jaspera Maskelyne, dawnego iluzjonistę, a w tamtym czasie brytyjskiego agenta. Admirał rozkazał mu stworzyć flotyllę fałszywych okrętów podwodnych o naturalnej wielkości, które mogły imitować prawdziwe jednostki i tym samym zmylić Niemców i Włochów co do rzeczywistych sił Royal Navy na Morzu Śródziemnym.
Choć zadanie było trudne, Maskelyne podołał mu i na jednej z egipskich bezludnych wysp stworzył cztery „okręty” za pomocą beczek po paliwie, płótna, rur, kabli, resztek zniszczonych wagonów kolejowych i innych będących pod ręką materiałów. Makiety były wyposażone w działa i kotwice, a do tego można było je składać i przewozić lądem na ciężarówkach.
Fałszywe okręty podwodne wyglądały tak realistycznie, że nawet brytyjscy piloci meldowali o tajemniczej jednostce zaobserwowanej na przybrzeżnych wodach. Można powiedzieć, że śmiały plan odniósł sukces, ponieważ jedna z makiet została nawet zaatakowana i zniszczona przez Luftwaffe.
8. Kot-spadochroniarz vs pancernik Tirpitz
Jednym z największych zmartwień dowództwa brytyjskiej marynarki wojennej podczas II Wojny Światowej był fakt, że od stycznia 1942 roku największa jednostka Kriegsmarine, pancernik „Tirpitz” okrętował w Norwegii i był ogromnym zagrożeniem dla konwojów zaopatrzeniowych, które dostarczały broń do ZSRR. Zakotwiczony w ciężko dostępnym doku, będący zbyt daleko od baz bombowców Aliantów, pancernik praktycznie bezkarnie mógł terroryzować szlak murmański. Royal Navy uparcie szukało sposobu na zniszczenie Tirpitza, jednak żaden plan nie był wystarczająco dobry.
Tymczasem w Waszyngtonie dyrektora sekcji badawczo-rozwojowej OSS, Stanleya P. Lovella, odwiedził tajemniczy człowiek, który przedstawił siebie jako eksperta ds. kotów. Przybyły stanowczo stwierdził, że ma plan zniszczenia „Tirpitza”. Według niego, do pozbycia się kłopotliwego pancernika, należało użyć kota, przywiązać go do spadochronu, przyczepić do niego bombę, a następnie spuścić na niemiecki okręt. Jak wiadomo, koty zawsze lądują na cztery łapy, a dodatkowo nie znoszą wody, więc gdyby dać takiemu kotu możliwość manewrowania podczas lotu ze spadochronem, ten mógłby skierować się na cel i tym samym wlecieć w pancernik i zdetonować bombę. Aby oszukać niemieckie baterie przeciwlotnicze, samolot z kotem należało ucharakteryzować na niemiecki i po cichu przeprowadzić zrzut.
Plan ten, jakkolwiek głupi i szalony, zyskał jednak poparcie jednego z amerykańskich senatorów i w pobliżu Waszyngtonu przeprowadzono test takiej „kociej bomby”. Próba skończyła się kompletną klęską, ponieważ zrzucony kot szybko stracił przytomność i spadł tak jak leciał.
Amerykanie momentalnie stracili entuzjazm co do tego rozwiązania i plan kociej bomby spalono. „Tirpitz” ostatecznie uległ nie spadającemu kotu, a eskadrze ciężkich bombowców Lancaster które zatopiły okręt w listopadzie 1944 roku.