Tag

wallace

Browsing

Krótka historia Szkocji

Pierwsze ślady zasiedlania przez ludzi północnej części Wysp Brytyjskich szacuje się na okolice 5000 roku p.n.e. 400 lat po narodzinach Chrystusa na wyspy zaczęli przybywać Celtowie i to ich zwyczaje i wierzenia ukształtowany tożsamość kulturową późniejszych Szkotów. Celtyckie poczucie przynależności plemiennej miało bezpośredni wpływ na powstanie szkockich rodów, których przedstawiciele przez stulecia nie podporządkowali się władzy centralnej, gdyż czuli lojalność głównie wobec swych rodzin i ich interesów.

Początki jednoczenia celtyckich plemion Szkotów i Piktów (jak nazywali ich Rzymianie) miały miejsce wraz z rozwojem chrześcijaństwa. Za pierwszego chrześcijańskiego władcę północnej części Wysp uznaje się Kennetha MacAlpine’a, który w 843 roku założył królestwo o nazwie Alba. Jej mieszkańcy długo opierali się inwazjom Anglosasów, zachowując odrębną kulturę królestwa, przyjmując jednak od sąsiadow niektóre zmiany ustrojowe – takie jak podział administracyjny (system hrabstw) i system sprawiedliwości.

Wraz z biegiem czasu w łaski Edynburga wkupywali się możni z francuskich północnych prowincji, którzy w zamian za szkockie ziemie oddawali nowemu królowi do dyspozycji oddziały jazdy. Często jednak przybysze cechowali się podwójną lojalnością. Szkocja zaczęła wyraźnie dzielić się na dwa regiony – południowy, zróżnicowany narodowościowo Lowlands i północny Highlands, gdzie dominował podział plemienny.

Kłopoty Szkocji zaczęły się od tragedii rządzącego tam rodu Canmore. Serię nieszczęść zapoczątkowała śmierć 35-letniej Małgorzaty, żony szkockiego króla Aleksandra III. Sześć lat później zmarł ich młodszy syn, dwa lata później starszy syn i córka. Sam Aleksander III zginął niedługo później łamiąc kark podczas upadku z konia. Ostatnią żyjącą osobą z ich rodu pozostała wnuczka króla, młoda Małgorzata, która przebywała wtedy na dworze króla Norwegii. Ta jednak dostała gorączki w trakcie powrotu do kraju i także zmarła. Z powodu braku prawowitego władcy, Szkotom zajrzało w oczy widmo wojny o tron.

Utrata niepodległości

Starania o koronę rozpoczęli przedstawiciele kilku szkockich możnych rodów. Aby uniknąć walki między nimi, o mediację poproszono króla Anglii Edwarda I Plantageneta, zwanego Długonogim. Ten jednak, zamiast podjąć się arbitrażu, sam zażądał hołdu od szkockiej szlachty. Wielu możnych (szczególnie tych, którzy mieli ziemie w Anglii lub Francji) nie chciało narazić się na jego gniew i nie stawiało mu oporu. Edward I wyznaczył na króla Szkocji swojego człowieka-marionetkę, Jana Balliola a ten szybko złożył Długonogiemu przysięgę lenną. Tym samym Szkocja w ten tragiczny sposób znalazła się na łasce swojego południowego sąsiada.

Gdy w 1294 roku Anglia rozpoczęła wojnę z Francją, Szkoci skorzystali z okazji i wymówili posłuszeństwo Edwardowi, zawierając jednocześnie przymierze z Francją. Angielski król szybko zebrał armię i wyruszył na północ, aby siłą narzucić swoją wolę szkockim lordom. Ci rozpoczęli wojnę od złupienia przygranicznych miasteczek i wiosek, jednak nie udało im się zdobyć zamków w Wark i Carlisle. Tymczasem wojsko Edwarda I przeszło rzekę Tweed i obległo, a następnie krwawo zdobyło portowe miasto Berwick. Anglicy rozpoczęli marsz na północ.

W kwietniu 1296 roku armia angielska obległa szkocki zamek Dunbar. Załodze z pomocą pospieszyła armia pod dowództwem Johna Comyna, brata właścicielki zamku. Anglicy pod dowództwem doświadczonego Johna de Warenne, hrabiego Surrey, wyszły im naprzeciw i obie armie spotkały się na wzgórzach Lammermoor Hills. De Warenne widząc przewagę liczebną i lepszą pozycję Szkotów uciekł się do fortelu pozorując odwrót własnych oddziałów. Armia Comyna wpadła w pułapkę i zaczęła gonić Anglików, ci jednak momentalnie zmienili front i przyjęły uderzenie w karnym szyku, zatrzymując uderzenie bezwładnej szkockiej masy i umożliwiając kawalerii dokończenie dzieła zniszczenia. Klęska Szkotów była całkowita – zginęło wielu ludzi, a do niewoli dostała się duża część ichniejszej szlachty. Edward I wiedział, że skłóceni między sobą pozostali możni nie byli zdolni do sformowania jakiejkolwiek obrony kraju i bezzwłocznie koronował się na króla Szkocji. Za punkt honoru postawił sobie upokorzenie niedawnego przeciwnika; nad Tamizę wywieziono szkockie klejnoty koronne, de Warenne został ustanowiony zarządcą całego kraju, a Długonogi wracając do Anglii nad rzeką Tweed miał podobno powiedzieć „dobrze robi człowiekowi, jeśli pozbywa się gówna!”.

Szkocja była podbita, a jej mieszkańcy dostali się pod angielską okupację. Wojska najeźdźców panoszyły się po wsiach i miasteczkach, podatki zostały zwiększone, trwał przymusowy pobór rekrutów do armii Edwarda, a zbiory wełny były rekwirowane. To wszystko wywoływało zdecydowany sprzeciw Szkotów, jednak brakowało wśród nich przywódcy – duża część szlachty była pozamykana w angielskich lochach, a ci którzy byli na wolności, bali się sprzeciwić Długonogiemu.

Wallace prowadzi Szkotów do walki

W tym trudnym Szkocja usłyszała o wyczynach ubogiego szlachcica imieniem William Wallace. Jego przeszłość nie jest do końca znana, choć istnieje pewność że był dobrze wykształcony. Początek jego walki z okupantem rozpoczął się od zbrojnego wystąpienia przeciwko angielskiemu garnizonowi w Lanark. Pewnego dnia kilku żołdaków chciało zabrać Williamowi jego ryby, a ten broniąc się, zabił jednego z nich a kilku ranił. Szeryf od razu skazał dumnego szlachcica na śmierć – ten jednak wrócił na drugi dzień z 30 towarzyszami, z pomocą których zdobył angielską strażnicę i wykonał wyrok śmierci na dowódcy garnizonu. Wallace rozpoczął działania partyzanckie, podczas których atakował angielskie warownie w rejonie rzek Forth i Tay. Urządzano polowania na Anglików, a szczególnie starano się łapać królewskich urzędników.

Do oddziałów Wallace’a zaczęły napływać tłumy ochotników, chętnych zrzucić z siebie jarzmo niewoli i zwrócić Szkocji jej niepodległość. Kraj jednoczył się pod rozkazami jednego lidera – Williama Wallace’a.

Na początku 1297 roku powstanie ogarnęło już prawie całą Szkocję. Do końca lata Szkoci odzyskali większość zamków leżących na północy kraju, a we wrześniu Wallace połączył swoje siły z góralami prowadzonymi przez Andrew de Murraya. Obaj wodzowie rozpoczęli wtedy wojnę regularną przeciwko Anglii.

Rzeź pod Stirling

Na wieść o buncie Szkotów król Edward polecił zebrać siły z północnych prowincji Anglii i połączyć je z okupacyjnym korpusem de Warenne’a. Armia ta liczyła w sumie ok. 350 ciężkozbrojnych rycerzy, 10 000 piechoty i 800 elitarnych walijskich łuczników. W większości byli to znający wojenne rzemiosło, zahartowani w bojach weterani prowadzeni przez doświadczonych oficerów. Niestety nie dało się tego powiedzieć o Szkotach – prowadzone przez Wallace’a siły składały się głównie z pospolitego ruszenia: 180 lekkozbrojnych jeźdźców i piechoty. Większość z nich była zaopatrzona w piki lub topory i tylko nieliczni posiadali pancerz taki jak kolczuga. Na dodatek armia powstańcza nie miała wsparcia szlachty, która w większości schowała się w zamkach i czekała na wynik nadchodzącej bitwy.

Armia angielska obrała kurs na Stirling, miastu w centralnej Szkocji, będącym idealną lokalizacją do prowadzenia przyszłych działań wojennych. Wallace chciał zastąpić drogę de Warennowi i udało mu się to 10 września, gdy obie strony stanęły naprzeciw siebie rozdzieleni przez rzekę Forth. Szkoci zajęli pozycje w lasach wokoło wzniesienia Abbey Craig, skąd obserwowali wroga.

Dowódca najeźdźców, hrabia de Warenne był pewien, że szybko uwinie się z rebeliantami. Najpierw wysłał do obozu Szkotów dwóch dominikanów, którzy mieli namówić Wallace’a i spółkę do poddania się i złożenia hołdu Edwardowi I (ci oczywiście odmówili). Zignorował także prośby doradców, aby przeprawiać się przez bród zamiast mostu. Doświadczony dowódca kompletnie zignorował tak poważne niebezpieczeństwo, jakim była przeprawa przez bardzo wąski most pod nosem przeciwnika.

Z kolei William Wallace i reszta szkockich dowódców doskonale wiedziała, jak wykorzystać tę okazję. Zamierzali przepuścić przez rzekę pewną część Anglików, a następnie zaatakować i zgnieść obie części armii. Wykonanie planu miało być trudne – nie można było przeprowadzić natarcia zbyt szybko, ponieważ duża część armii de Warenne’a zostałaby nietknięta na drugim brzegu. Z kolei zbyt późny atak nie niósł za sobą zagrożenie starcia ze zbyt licznym przeciwnikiem.

https://www.youtube.com/watch?v=iLR190ZidBY

Rankiem 11 września Anglicy dostali sygnał do rozpoczęcia przeprawy na drugi brzeg Forth. Przodem ruszyła konnica, a za nią straż przednia prowadzona przez znienawidzonego królewskiego skarbnika Cressinghama. Gdy przez rzekę przeszła mniej więcej połowa najeźdźców, Wallace rozpoczął szturm. Najpierw ławy Szkotów powoli sunęły w stronę Anglików, po których stronie walijscy łucznicy wypuszczali grady strzał. Mimo wielu zabitych i rannych, ci szli dalej, spadając z ogromnym impetem i furią na wrogie linie. Jednocześnie Murray wraz ze swoimi ludźmi przebił się do samego mostu i odciął obrońcom możliwość dalszej przeprawy przez rzekę.

Wśród Anglików zapanował chaos. Wielu z nich zamiast walczyć, próbowało ratować się wskakując do wody, jednak ci ginęli pod ciężarem swojego opancerzenia. Odizolowane oddziały Cressinghama były metodycznie rozbijane i wycinane w pień przez bitnych Szkotów. Sam angielski dowódca został w szale walki wręcz poćwiartowany. Sytuacji okrążonych żołnierzy de Warenne’a nie uratowała nawet ostatnia, desperacka szarża angielskich rycerzy którzy próbowali przebić się przez most w stronę straży przedniej. Konnica została zakłuta włóczniami, a rycerz prowadzący natarcie, imieniem Marmaduke de Thweng, jako jeden z nielicznych uszedł z życiem, trzymając w rękach ciało poległego siostrzeńca.

Z rąk Szkotów z życiem uszła tylko niewielka grupa nieprzyjaciół. Anglicy stracili od 2,5 do 5 tysięcy ludzi. Armia Wallace’a poniosła niewielkie straty (prawdopodobnie kilka setek zabitych), jednak największą stratą była późniejsza śmierć Murraya z powodu ran poniesionych w bitwie.

Wallace ścigał pozostałości armii de Warenne’a aż do południowych granic. Na wieść o klęsce pod Stirling większość angielskich garnizonów okupowanych warowni sama opuściła swoje posterunki. Wykorzystując chwilową słabość swojego wroga, Wallace poprowadził Szkotów na południe i złupił północną Anglię, dochodząc aż pod Newcastle.

Król Bruce przed Bitwą pod Bannockburn
Edmund Blair Leighton

Dalsza walka i śmierć Williama Wallace’a

Zwycięski William Wallace został ogłoszony głównodowodzącym armii i strażnikiem Szkocji. Ten przebiegły wojownik zdawał sobie sprawę, że jak na razie wygrał bitwę, ale nie wojnę. Rozpoczął starania o wparcie sprawy szkockiej niepodległości na europejskich dworach, słał listy do gildii handlowych i próbował nająć niemiecką piechotę. Tymczasem Edward I Długonogi zebrał największą armię w historii Anglii (ponad 20 000 ludzi) i ruszył na Edynburg.

Wallace obrał sprytną strategię zatrzymania najeźdźcy, mającą na celu walkę partyzancką: systematyczne szarpania armii Edwarda, niszczenie zapasów żywności i wciąganie angielskich żołdaków w zasadzki. Kiedy wszystko zaczynało wyglądać dobrze, część szkockiej szlachty ponownie zdradziła swój kraj i wyjawiła Edwardowi miejsce postoju własnej armii. 22 lipca 1298 roku stoczono bitwę pod Falkirk, która zakończyła się sromotną klęską szkockich patriotów.

„Waleczne Serce” nie złożył broni i kontynuował walkę partyzancką przeciwko najeźdźcom. Następnie, w latach 1299 – 1303 jeździł po europejskich dworach, szukając wśród władców poparcia dla szkockiej sprawy. Po powrocie do kraju został zdradzony, złapany przez Anglików i okrutnie torturowany: publicznie łamano ręce i nogi, rozcięto mu brzuch, a na koniec wywleczono na wierzch jelita, które potem przypalano. Gdy Wallace oddał ostatnie tchnienie, jego ciało poćwiartowano i rozwieziono po całej Anglii.

Reszta szkockich patriotów nie porzuciła marzeń o niepodległości. Nowy król Robert Bruce przez 20 lat bił się z Anglikami, w 1314 roku tocząc z nimi zwycięską bitwę pod Bannockburn. Ostatecznie niepodległość Szkocji została uznana przez pozostałe państwa w 1328 roku na podstawie Deklaracji z Arbroath do papieża:

Nie walczymy o honor, ani dla bogactwa, ani dla chwały, lecz wyłącznie o wolność z której żaden prawdziwy człowiek nie zrezygnuje bez swojego życia.