Gdy ciężki bombowiec B-29 oddalał się od japońskiego miasta Hiroszima, na które właśnie jego załoga zrzuciła pierwszą w historii bombę atomową, drugi pilot „latającej fortecy” – Robert A. Lewis, widząc eksodus prawie 80 tysięcy ludzi krzyknął: „Mój Boże, co myśmy zrobili!?”.
Amerykanin nie wiedział, że oprócz całkowitego zniszczenia dużego miasta, jego załoga przyczyniła się do zakończenia II Wojny Światowej na Pacyfiku i rozpoczęcia atomowego wyścigu zbrojeń pomiędzy światowymi mocarstwami.

10 sierpnia 1945 roku o 2:30 japońska Rada Najwyższa w skupieniu słuchała słów swojego cesarza. Hirohito, Syn Słońca, tak oto zwracał się do swoich rodaków:

„Nadeszła godzina zaakceptowania tego, co jest nie do zaakceptowania, i zniesienia tego, co wydaje się nie do zniesienia.”

Oznaczało to oczywiście bezwarunkową kapitulację Japonii, będącą bezpośrednią konsekwencją ponad trzech lat walk, zakończonych zrzuceniem przez amerykańskie Boeingi B-29 Superfortress pierwszych w historii bomb atomowych. Celami były stosunkowo mało zniszczone do tej pory dwa japońskie miasta – Hiroszima i Nagasaki.

6 sierpnia na niebie nad Hiroszimą pojawiła się grupa czterech bombowców B-29 „superfortec”, z których jeden, nazwany przez swojego dowódcę przydomkiem „Enola Gay” zrzucił na japońskie miasto 4-tonową bombę o kryptonimie „Little Boy”. Wybuch nastąpił 43 sekundy po zrzuceniu, 500 metrów nad ziemią, a nuklearny grzyb, który szybko powstał nad miastem, miał wysokość kilkunastu kilometrów. „Little Boy” dosłownie zrównał z ziemią japońską metropolię, niszcząc lub poważnie uszkadzając 70 tys. z 76 tys. wszystkich stojących tam budynków. Śmierć poniosło 30% populacji Hiroszimy, czyli co najmniej 78 tys. ludzi. Ci stojący do 400 metrów od epicentrum wybuchu po prostu wyparowali, a po niektórych zostawał tylko ślad na betonie. Dotkliwe oparzenia odnosili ludzie przebywający nawet 3,5 km od miejsca detonacji „Little Boya”.  

Zniszczona Hiroszima po 6 sierpnia 1945 roku
Źródło: U.S. Navy via Wikimedia Commons

Mimo ogromu tragedii, niesamowitych zniszczeń i zwykłego strachu przez „straszną amerykańską bronią”, Japonia nie poddała się ani 6 sierpnia, ani dzień później. Cesarza przekonywano, że Amerykanie na pewno mieli tylko jedną bombę nowego typu i że niebezpieczeństwo już minęło. Japonia zamierzała bronić się do samego końca – do ostatniego żołnierza, do ostatniego naboju, do ostatniego okrętu. Niezłomność cesarskiej obrony pokazały między innymi obrona Iwo Jimy i samobójcze ataki „boskiego wiatru”, czyli pilotów kamikaze którzy krzycząc imię cesarza wbijali się w okręty US Navy. Zdobycie Iwo Jimy to jedna z najbardziej krwawych kart w historii walk amerykańskich Marines i jedyna bitwa podczas wojny na Pacyfiku, gdzie straty atakujących Amerykanów (zabici i ranni) były wyższe niż broniących się Japończyków.

Japonii nie złamały także straszliwe naloty dywanowe na Tokio, w tym ten z 9/10 marca 1945 roku, podczas którego 334 bombowców B-29 zrzuciło na stolicę Japonii 1667 ton bomb zapalających, paląc 277 tysięcy budynków i zabijając ok. 80 tysięcy ludzi – więcej niż podczas zagłady Hiroszimy.

Dopiero drugi atak nuklearny na kolejne japońskie miasto – Nagasaki – zmusił cesarza Hirohito do zaakceptowania faktu przegrania wojny i oddania kraju w ręce Amerykanów. II Wojna Światowa na Pacyfiku zakończyła się podpisaniem bezwarunkowej kapitulacji Japonii 2 września 1945 roku na pancerniku Missouri.

Zbudowanie i użycie bomby atomowej zmieniło świat – zakończyło jeden globalny konflikt, rozpoczęło wielki wyścig zbrojeń, zmieniło rozkład sił na planecie i wymusiło opracowanie nowych strategii wojennych. Jak właściwie doszło do zaprojektowania pierwszej bomby atomowej i dlaczego Amerykanom tak bardzo zależało na czasie podczas jej budowy?

Robert Oppenheimer  i gen. Leslie Groves podczas testu Trinity
Źródło: U.S. Army Corps of Engineers via Wikimedia Commons

Stany Zjednoczone prowadziły badania nad pierwiastkiem uranu już od 1939 roku, jednak z początku prace te miały mały priorytet. W lutym 1941 do prowadzenia badań nad bombą atomową przeznaczono jedynie 6 tysięcy dolarów, a dla porównania w 1945 roku były to już… 2 miliardy dolarów. Od 1942 roku prace prowadzące do zbudowania amerykańskiego ładunku nuklearnego nazywano „Projektem Manhattan”. W mieście Los Alamos położonym w stanie Nowy Meksyk, ponad 60 km od najbliższego miasta, stworzono tajny ośrodek gdzie zgromadzono najwybitniejszych atomistów tamtych czasów. Jak napisał Sławomir Gowin w książce Hiroszima i Nagasaki: „można bez przesady napisać, że jeśli któryś z genialnych fizyków nie przebywał właśnie tam, oznaczało to, iż pracuje w Niemczech lub Związku Radzieckim”. Amerykańskim zespołem kierował Robert Oppenheimer, profesor uniwersytecki z Berkeley.

Po ponad trzech latach pracy i wysiłku wielu ludzi nie tylko w Los Alamos, ale także w innych laboratoriach, projekt Manhattan zbliżał się do końca. Pierwszy w historii naziemny test nuklearny, nazwany przez Oppenheimera „Trinity”, miał odbyć się 16 lipca 1945 roku na pustyni niedaleko miasta Alamogordo w stanie Nowy Meksyk.

Bombę umieszczono na 30-metrowej wieży, by możliwie wiernie symulować eksplozję która miała nastąpić po zrzuceniu ładunku z samolotu. Poligon obserwowała, ukryta w bunkrach, większość załogi z
Los Alamos. Co ciekawe, naukowcy do końca nie byli pewni dokładnej siły mającego nastąpić wybuchu, ponieważ przewidywali eksplozję, która będzie mieć siłę równą detonacji od stu do kilku tysięcy ton trotylu – już po zakończonym teście obliczono, że było to aż 20 tysięcy ton.

Gdy nastąpił wybuch bomby, do 1600 m od epicentrum wybuchu zostało unicestwione każde życie, temperatura przekroczyła trzykrotnie powierzchnię Słońca, a drżenie szyb w budynkach odczuwano nawet 320 km od Alamogordo!

Zdjęcie wybuchu ładunku nuklearnego podczas testu „Trinity”.
Źródło: Jack W. Aeby via Wikimedia Commons

Efekt spowodowany detonacją ładunku był straszliwy. Robert Oppenheimer, szef naukowców pracujących nad Projektem Manhattan tak wyraził się kilka godzin po wybuchu:

„Teraz stałem się śmiercią, zniszczeniem światów.”

Reakcje pozostałych naukowców były podobne. Dominowało przerażenie, poczucie stworzenia broni, która stanie się punktem zwrotnym w historii i zmieni na zawsze zasady prowadzenia wojny.

Jeszcze tego samego dnia, prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman otrzymał telegram o treści: „Operowany dziś rano. Diagnoza jeszcze niepełna, ale rezultaty wydają się zadowalające i już przekraczają oczekiwania”oznaczało to sukces testu pierwszej w historii bomby atomowej. Truman wiedział już, że to on został zwycięzcą wyścigu atomowego: sowieccy naukowcy byli daleko za Amerykanami, a niemieckie laboratorium w Haigerloch (gdzie prowadzono prace nad budową niemieckiej bomby) zostało przejęte przez Aliantów. Powodzenie Projektu Manhattan było dla prezydenta korzystne z dwóch powodów.

Po pierwsze, zrzucenie bomby atomowej na Japonię miało pomóc Amerykanom w uniknięciu ogromnych strat ludzkich podczas dalszej ofensywy na Dalekim Wschodzie. Im bliżej amerykańskie okręty znajdowały się Tokio, tym opór obrońców Kraju Kwitnącej Wiśni tężał. Generał Douglas MacArthur policzył, że pokonanie Japonii będzie kosztowało Stany Zjednoczone jeszcze nawet pół miliona straconych żołnierzy! Choć pewni ostatecznego zwycięstwa, Amerykanie woleli użyć przeciwko cesarzowi nowej bomby niż przez długie miesiące stawiać czoło japońskiej piechocie, resztce floty i pilotom kamikaze.

Fotografia zrobiona podczas konferencji w Poczdamie. W dolnym rzędzie na środku dumny ze swych naukowców prezydent Harry S. Truman
Źródło: Presidential Collection of Harry S. Truman, via Wikimedia Commons

Po drugie, Truman mógł zaspokoić swoją próżność i już dzień później, podczas pierwszego dnia Konferencji w Poczdamie nie omieszkał pochwalić się swoim sukcesem Józefowi Stalinowi. Amerykański prezydent cieszył się, mając w ręce tak silną kartę przetargową już na samym początku konferencji. Bomba atomowa miała zbić dla niego kapitał polityczny – choć dołączenie ZSRR do wojny przeciwko Japonii miało pomóc szybciej pokonać wspólnego nieprzyjaciela, to Truman nie chciał dzielić się ze Stalinem późniejszymi wpływami w okupowanym kraju. Cel był jasny – to Stany Zjednoczone miały rzucić na kolana cesarza Hirohito i jego wojska.

Reakcja Stalina na tę szokującą wiadomość była bardzo spokojna, czym zdziwił Trumana. Jak się później okazało, sowiecki dyktator doskonale wiedział zarówno o pracach nad amerykańską bombą atomową, jak i samym Teście Trinity za sprawą swoich licznych szpiegów działających w USA, w tym Klausa Fuchsa, naukowca z Los Alamos. Działalność sowieckiego wywiadu w trakcie projektu Manhattan i ich późniejsze przejęcie kompletnych planów budowy bomby to temat na osobny obszerny i ciekawy artykuł.

Już po zrzuceniu obu bomb na Japonię, doradca prezydenta Clark Clifford spytał się prezydenta Harry’ego Trumana jak ten wtedy spał. Prezydent odpowiedział mu krótko: „Normalnie, jak co noc.” Tego dnia Truman nie wiedział jeszcze, że nuklearna zagłada dwóch japońskich miast kończyła II Wojnę Światową, lecz zaczynała drugi konflikt – zimną wojnę, czyli wyścig zbrojeń który toczył się nie na polach bitew, lecz w gabinetach polityków i agencji wywiadowczych.

Write A Comment